Od samego początku, gdy tylko w Polsce zaczęła kiełkować idea Carsharingu, szybko podchwyciły ją władze. W naszym kraju aktywne w głównej mierze były rządy lokalne. Czy jednak takie zaangażowanie władz wychodzi idei współdzielonej mobilności na dobre, tutaj zdania mogą być podzielone. Z jednej strony można uznać za słuszne iż samorządy lokalne chcą regulować nowy rodzaj mobilności na terenie swojego miasta, natomiast z drugiej, patrząc na brak widocznych działań przy pioniersko rozstrzygniętym przetargu we Wrocławiu, zatrzymanym w martwym punkcie przetargu stołecznym, czy mało konkretnych pomysłach na działania w pozostałych polskich metropoliach, można mieć wątpliwości czy to dobry kierunek, tym bardziej w sytuacjach gdy, jak wiadomo biznes ze swoimi produktami już w polskich miastach się pojawił a usługa w takiej formie przypadła do gustu mieszkańcom Warszawy i Krakowa, a mieszkańcy innych miast czekają z niecierpliwością na wieści o Carsharingu na ich ulicach. Myśląc o Carsharingu, należy pamiętać że jest to zagadnienie szersze niż tylko to do czego przywyczaiły nas w ostatnim roku produkty takich firm jak 4Mobility, Traficar, GoGet czy najświeższy w gronie usługodawców Panek. Carsharing to również popularny za granicą wynajem samochodów typu Peer2Peer gdzie osoby fizyczne udostępniają swoje własne samochody do wynajmów, bądź znana doskonale nad Wisłą platforma społecznościowa BlaBlaCar, która mimo dużego sukcesu odniesionego w Polsce, nie ma w 100% jasnej sytuacji i nadal pojawiają się wątpliwości odnośnie legalności działania tej usługi na polskim rynku ze względu na brak gotowości rodzimych przepisów w starciu z usługami współdzielenia. BlaBlaCar, jak i komercyjne usługi Carsharingu działają na ten moment w Polsce bez większych przeszkód, natomiast czy taki stan rzeczy powinien napawać nas optymizmem? Jeśli tak to wyłącznie umiarkowanym, gdyż rząd Szwajcarii pokazuje że można zrobić w zakresie współdzielonej mobilności znacznie więcej.
Władze Szwajcarii wyliczyły że w tym niewielkim kraju zamieszkałym przez niespełna 8,5 mln mieszkańców, prawie połowa z tych osób jest czynna zawodowo (3,9 mln) i z tej właśnie grupy aż 52% dojeżdża codziennie do pracy samochodem, a tendencja jest stale rosnąca. To jednak nie jest niczym zaskakującym, chociaż fakt że średnia ilość osób podróżujących tymi samochodami w godzinach szczytu wynosi 1,1 osoby na aut, może zadziwić. Szwajcarzy dostrzegli ten problem i uznali iż rozwój infrastruktury drogowej, wychodząc naprzeciw stale zagęszczającemu się ruchowi samochodów w miastach wcale nie musi być najlepszym a na pewno jedynym rozwiązaniem. Szwajcarski Federalny Urząd Energii ogłosił w tym miesiącu uruchomienie pilotażowego programu mającego na celu podnieść wspomnianą średnią 1,1 osoby na samochód, do poziomu 1,5. Urząd ma w planie zachęcić podróżnych do łączenia się w grupy ograniczając wyjazdy wieloma samochodami na raz, poprzez ulgi podatkowe oraz tańsze miejsca parkingowe dla samochodów biorących udział w projekcie. Dodatkowo planowane jest stworzenie aplikacji która miałaby pomóc kojarzyć osoby dojeżdżające na podobnych trasach o podobnych godzinach, a do tego mogłaby dobierać zainteresowanych poprzez gust muzyczny, czy choćby poprzez podział na palących i niepalących. Szwajcaria nie zamierza poprzestać tylko na tym projekcie, gdyż w kolejce czekają kolejne. Ministerstwo Transportu tego kraju twierdzi że projekty regulujące ceny transportu publicznego oraz opłat za korzystanie z dróg miałyby być regulowane ze względu na natężenie ruchu w danym czasie i miejscu. Władze zaznaczają jednak że konkretne projekty w odróżnieniu do opisanego powyżej przedsięwzięcia nie mają szansy na realizację przynajmniej do roku 2019. Mimo odległych terminów warto kibicować takim ideom i liczyć że wkrótce również w Polsce podobne idee wyjdą na światło dzienne jednak aby do tego doszło, nasze władze muszą dojrzeć w sobie rolę wspierającą a nie regulacyjną w tak głębokim zakresie, jak wydają się realizować obecnie.