Naturalną koleją rzeczy jest fakt, że w niemal każdej rozwijającej się branży pojawia się kilku, czy nawet kilkudziesięciu graczy, próbujących swoich sił w danym biznesie. Nie inaczej jest we współdzielonej mobilności. Nawet w Polsce, gdzie wciąż uczymy się tych usług, doczekaliśmy już kilku miast w których zarówno rowery, skutery i samochody na minuty są reprezentowane przez kilku usługodawców.
Klienci co również naturalne, mają swoich faworytów i chętniej korzystają z jednej usługi kosztem innej. Mimo to jednak, stali użytkownicy „sharingu” niezależnie od swoich faworytów, przechowują w pamięci smartfonów aplikacje wszystkich dostępnych w mieście usługodawców, bo czasem pojazdy innej firmy są dostępne bliżej, w czego efekcie wybierany jest ten mniej lubiany system, choćby nawet tylko po to aby dotrzeć nim do swojego ulubieńca i nim kontynuować podróż.
Opisane powyżej zachowanie klientów jest dość powszechne, natomiast oczywistym jest, że przełączanie się pomiędzy aplikacjami dostępnymi w danym miejscu usług nie jest niczym przyjemnym i klienci chętnie oszczędziliby czas i nerwy tracone na porównywanie pozycji pojazdów na różnych aplikacjach. Z myślą o takich klientach powstały na świecie aplikacje zbierające pozycje różnych konkurencyjnych wobec siebie usług, tzw „agregatory”. W tej chwili nasz rodzimy rynek rozwinął się do tego stopnia, że w przeciągu kilku ostatnich miesięcy wychodzą na powierzchnię również nasze rodzime usługi, których zadaniem jest zbieranie pozycji dostępnych w naszym kraju usług pojazdów na minuty. Są wśród nich choćby takie platformy jak CarMap, FastCar, PojazdyNaMapie czy SharCar. Biorąc pod uwagę, jak dużą i wciąż wzrastającą popularnością cieszą się strony internetowe agregujące pokoje hotelowe (np. Booking.com) czy samochody w tradycyjnym wynajmie (np. RentalCars.com), można uznać, że aplikacje typu „all-in-one” zbierające oferty „sharingów” mają świetlaną przyszłość, tym bardziej jeśli będą one agregować na jednej platformie różne rodzaje pojazdów (samochody, skutery, rowery) ale również komunikację publiczną. Taką ofertę ma dla swoich odbiorców choćby włoska aplikacja Urbi, w której można zarówno sprawdzić cenę i pozycję samochodu czy roweru, ale również można sprawdzić najbliższy odjazd autobusu z przystanku w okolicy naszej lokalizacji.
Po tej laurce warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że nie zawsze aplikacja agregująca współdzieloną mobilność odnosi sukces. Mamy tutaj na myśli niemiecką usługę o nazwie MyScotty, która próbowała odnaleźć się na tym rynku w Niemczech. Aplikacja jest własnością tamtejszego koncernu Bosch, więc można było zakładać, że system będzie wykonany na wysokim poziomie i będzie to wkrótce ważny gracz, który zawojuje rynek. Z polskiej perspektywy interesującym jest fakt, że MyScotty zamierzało agregować w swojej aplikacji również polskich usługodawców z którymi prowadzone były rozmowy na temat współpracy. W tej chwili można jednak uznać, że z wspomnianych rozmów nic nie wyjdzie, ponieważ MyScotty zdecydowało się z końcem sierpnia zakończyć swoją działalność. W oficjalnym komunikacie zespół Boscha poinformował, że faktyczne zainteresowanie ich agregatorem było niższe niż się spodziewali, dlatego też zdecydowali się nie kontynuować tego projektu.
Czy historia aplikacji MyScotty jest tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę, czy jednak przyszłość aplikacji tego typu stoi pod znakiem zapytania? Jest jeszcze zdecydowanie zbyt szybko na wyrokowanie, szczególnie jeśli mowa po polskim rynku. Nie jest jednak tajemnicą, że rodzimi usługodawcy podchodzą do tematu agregacji dość sceptycznie, a zdecydowanie do przychylniejszego ich zdania na temat systemów zbierających pozycje, nie przybliżają ich działania tychże systemów, Mamy tutaj na myśli fakt przechwytywania danych pozycji pojazdów konkretnych usługodawców bez ich zgody, a czasem przy ich zdecydowanym sprzeciwie i publikowanie ich w aplikacjach agregujących. Z drugiej jednak strony, agregacja pojazdów na minuty nie rozkwitnie nigdy przy stanowczym sprzeciwie samych usługodawców, bo niestety tej branży nijak nie da się porównać choćby do hotelarstwa, gdzie do „bookingu” hotelarze sami się zgłaszają, a agregowanych obiektów są tysiące w większych miastach. W „sharingach” usługi będzie można liczyć maksymalnie na palcach obu rąk, dlatego też naszym zdaniem bez wypracowania zasad akceptowanych przez obie strony, agregatory w Polsce nie mają szans na rozwinięcie się poza bycie obiecującym start-upem