Współdzielona mobilność, coraz częściej gości w środkach masowego przekazu, z czego niewątpliwie należy się cieszyć, bo usługi tego typu zdobywają coraz to szersze obszary w naszym kraju. Jedyne czego potrzeba obecnie do powiększania skali sukcesu, to stałego poszerzania grupy odbiorców, którzy dostrzegą sens alternatywnego użytkowania samochodów.
Oczywiście pomimo wielu powodów do optymizmu, branża aut na minuty w Polsce nie jest wolna od trosk i przeszkód, ponieważ stała walka z mentalnością osób niegotowych na tę idee, czy próby przekonania włodarzy miejskich jak i państwowych do atutów carsharingu może być trudne i wyczerpujące. Okazuje się jednak, że to nie wszystko. Na horyzoncie pojawił się nowy problem, z którym jednak branża wynajmu samochodów, nie tylko na minuty, boryka się od lat.
Gazeta Wrocławska, z okazji gwałtownego rozwoju współdzielonej mobilności w stolicy Dolnego Śląska, zainteresowała się mocniej tematem tej branży, co zresztą jest zrozumiałe i jak wspomnieliśmy, jest niezbędne aby tego typu usługi mogły się harmonijnie rozwijać. Przy okazji zbierania materiałów, redakcja zainteresowała się tematyką dowodów rejestracyjnych we współdzielonych samochodach, a konkretnie w autach pierwszej w pełni elektrycznej wypożyczalni takich aut – Vozilli. Zainteresowano się kwestią dowodów, a raczej ich braku, bo za taki można uznać fakt, że w tych samochodach znajduje się jedynie kopia takiego dowodu. Zresztą Vozilla nie jest wyjątkiem. W Warszawie z kopii korzysta Panek Carsharing czy 4mobility, tam jednak temat nie odbił się takim echem jak we Wrocławiu. Trop Gazety Wrocławskiej został podłapany również przez TVN, oraz szereg mniejszych redakcji, dlatego postanowiliśmy przeanalizować tą sprawę i odpowiedzieć na pytanie dlaczego i czy faktycznie usługi udostępniające samochody bez oryginalnych dowodów rejestracyjnych narażają klientów na jakiekolwiek niedogodności czy niebezpieczeństwo?
Aby móc rzetelnie zmierzyć się z tematem, należy określić jakie jest oficjalne stanowisko dostawców usług, które faktycznie udostępniają kopie takich dokumentów. Wrocławska Vozilla, wezwana do tablicy przygotowała oficjalne oświadczenie które udostępniła na swoim oficjalnym koncie Facebook, z którego wynika, że usługodawca, każdorazowo, gdy klient otrzyma z tytułu braku oryginału dowodu rejestracyjnego mandat, otrzyma z tego tytułu wynagrodzenie którego celem będzie pokrycie tego kosztu. Podobnie działa od początku swojej działalności zarówno Panek Carsharing, jak i 4mobility. Z tej grupy póki co wyłamał się jedynie Traficar który po pierwszym okresie pracy na kopiach, udostępnił dowody rejestracyjne w oryginałach i pozbył się problemu. Pytanie zatem, czy Traficar jako jedyna firma, jest racjonalny, a pozostałe firmy niepotrzebnie narażają swoich klientów, jednocześnie działając wbrew prawu? Właśnie, co na to prawo. Wg taryfikatora mandatów, za brak dowodu rejestracyjnego co jest wykroczeniem, grozi kara pieniężna w wysokości 50 PLN. Jak się jednak okazuje, znacznie cięższym przewinieniem jest przekazanie środków na zapłatę kary za to przewinienie przez podmiot trzeci. Jak jednak rozwiązać sytuację, gdy obie strony zgodnie decydują się na takie rozwiązanie? Klient świadomie podejmuje ryzyko, znając jego wagę, jadąc autem bez dowodu rejestracyjnego, a podmiot organizujący, będąc niejako prowodyrem takiej sytuacji, bierze ewentualne koszta na siebie. Można śmiało uznać, że waga tego wykroczenia jest zupełnie inna niż wykroczenia polegające na przekroczeniu prędkości, wyprzedzaniu na ciągłej linii, czy przejechaniu na czerwonym świetle. Tam pokrywanie kosztów mandatów za takie wykroczenia, zniszczyłoby element motywujący do poprawiania bezpieczeństwa na drodze, co byłoby szkodliwe dla społeczeństwa które również uczestniczy w ruchu drogowym. Jaką jednak szkodliwość społeczną ma jazda bez oryginału dokumentu? Uznajmy to pytanie za retoryczne. W tej chwili chcielibyśmy wziąć pod lupę powody, dla których dostawcy usług decydują się na taki krok, aby nie udostępniać oryginałów dokumentów w swoich samochodach.
Co motywuje usługodawców do umieszczania w samochodach „kserówek”? Głównym powodem takiego stanu rzeczy są zasady ubezpieczenia. Jak już wspominaliśmy na naszych łamach, sprawa ubezpieczeń w wypożyczalniach, nie tylko minutowych, jest skomplikowana. Jednak niezależnie od poziomu komplikacji, firmy ubezpieczeniowe mają podstawę do odmowy zapłaty odszkodowania w sytuacji gdy po przywłaszczeniu (nie mylić z kradzieżą) właścicielowi, bądź użytkownikowi samochodu nie uda się oddać takiego dokumentu. W przypadku kradzieży auta z ulicy, również brak dowodu oddanego ubezpieczycielowi powoduje komplikacje. Kolejnym argumentem za kserokopiami jest potencjalna kradzież samych dokumentów, której można dokonać z wielu powodów (mało wybredny żart, kradzież dokumentu wraz z tablicami czy inne gdzie granicą jest wyłącznie ludzka wyobraźnia). Warto również zauważyć, że kradzież takiego dokumentu, to duże wyzwanie proceduralne dla dostawcy usługi. Wyrobienie dowodu tymczasowego, wymiana tymczasowego na stały i przestój pojazdu na czas tych procedur. Można się zgodzić z argumentem, że wstawienie potwierdzania dowodu rejestracyjnego na swoim miejscu, w aplikacji mogłoby pomóc w rozwiązaniu tego kłopotu, natomiast takie działanie jest dodatkowym elementem będącym w opozycji dla komfortu użytkowania usługi. Kolejnym istotnym powodem, dla którego dowody nie są udostępniane, jest uszczelnienie granic. Samochód bez oryginalnego dowodu rejestracyjnego nie ma szans na opuszczenie granic Unii Europejskiej, przynajmniej oficjalnie, co jest bolączką tradycyjnych wypożyczalni, gdzie właśnie przez wschodnią granicę przejeżdża największa ilość wynajmowanych samochodów, by nigdy już nie wrócić do Polski. W przypadku aut elektrycznych z ograniczonym zasięgiem wydaje się to teoria bardzo naciągana. Z Wrocławia do najbliższej granicy Unii, jest nie mniej niż 500 km, natomiast z drugiej strony, co może się wydać kontrowersyjne, ale jest prawdą. Otóż, Ukraina ma o wiele lepiej rozwiniętą infrastrukturę ładowania samochodów elektrycznych niż Polska i tam też import samochodów elektrycznych (szczególnie Nissanów Leaf) jest bardzo wysoki, a elektryczne auta w takiej ilości we Wrocławiu, dostępne niemalże od ręki stanowią sporą gratkę dla amatorów cudzej wartości. Podobne argumenty można gromadzić jeszcze długo i widać wyraźnie, że kserokopie nie są kontrowersyjnym kaprysem a całkiem rozmyślnym i logicznym działaniem. Z drugiej jednak strony Traficar radzi sobie z tym problemem i nie obawia się udostępniania oryginałów, zatem ciężko będzie uznać jednoznacznie czyj kierunek działania jest dobry, tym bardziej, że dostrzegamy logikę w działaniu zarówno Traficaru, jak i grupy „kopistów”.
Reasumując, tego dylematu nie da się jednoznacznie rozwiązać, bo każda ze stron ma w tej kwestii swoje racje. Niemniej jednak pozostaje jeszcze jeden element, o którym musimy wspomnieć, tym bardziej, że już w tytule daliśmy poznać nasz punkt widzenia. Całej sprawy by nie było, gdyby nie archaiczność naszych przepisów. Obecne zapisy prawa regulujące temat dowodów rejestracyjnych sięgają lat 70-tych ubiegłego wieku, gdy szybki przesył elektronicznych danych był abstrakcją i wtedy oryginały dowodów, czy polis miały sens. Obecnie przy elektronicznych bazach danych takich jak m.in CEPiK, wożenie oryginału dowodu jest jedynie formalnością, ponieważ funkcjonariusz Policji podczas kontroli jest w stanie uzyskać istotne informacje na temat samochodu bez wychodzenia z radiowozu, ewentualnie potwierdzając autentyczność danych poprzez potwierdzenie numerów nadwozia na karoserii pojazdu do czego papierowy dowód nie jest potrzebny. Zgadzamy się, że prawo jest po to aby go przestrzegać, natomiast utrzymywanie w mocy martwych przepisów od jakich roi się nie tylko kodeks drogowy, utrudnia życie wszystkim nam dookoła,a w przypadku carsharingu, pokazuje tylko, że niestety rozwój technologii nie idzie w parze z tworzeniem prawnych udogodnień, a na tym cierpimy wszyscy o wiele bardziej, niż w wyniku szkodliwości społecznej wynikającej z jazdy na kserokopiach dowodów.